BORNHOLM 2023

opublikowano

Trzy dni na Bornholmie. Ekipa w składzie Maja, Michał i Jurek przez trzy dni penetrowała wyspę Bornholm. Wyjazd w czwartek 10 sierpnia – powrót 14 sierpnia. Na dotarcie do promu na Bornholm w Sasnitz z Nowej Soli trzeba 4 godzin – to 480 km. Trasa łatwa, czytelna, drogi niezatłoczone. Wejście na prom bezproblemowe i automatyczne, trzeba tylko wcisnąć ilość osób i zeskanować bilet. Szlaban się podnosi i wjazd na prom otwarty. Żadnych problemów. Myśleliśmy, że będzie gorzej, bo trochę w dokumentach tożsamości mieliśmy bałagan. Prom płynie 3 i pół godziny. Wystarczy 40 min przed wypłynięciem być na miejscu. Bufet poleca świetne frytki i kotleciki. Ceny 2,5 razy większe jak u nas. O 16h meldujemy się w ośrodku – kempingu położonym nad morzem w Hasle. Samochód można zaparkować koło samego domku. Pościel trzeba mieć własną albo dodatkowo zapłacić za nią w recepcji. Mieliśmy własną. Na początku pobytu zaciął się nam zamek w drzwiach i te się nie zamykały. Żaden problem, bo tutaj nie kradną. Drzwi mogą być otwarte. Lecimy zaraz na plażę, pani mówi, że plaża jest z białego piasku, tylko trzeba ze 300 m przejść. Okazuje się, że taka plaża to tutaj rarytas. Nasza plaża miała ze 400 m, z czego 300 m opanowała ją kapusta morska. No gdzieś to paskudztwo też musi rosnąć. Normalny brzeg to tutaj pionowe skarpy z głazami i kamieniami na dole. Ma to także dobrą stronę, bo na tych stromych brzegach usytuowane są ścieżki, dróżki, alejki, po których doskonale się można poruszać na piechotką i na rowerach. Całe wybrzeże jest oplecione siecią ścieżek i dróg. Jutro ma być słońce, więc wypożyczamy rowery /70zł na dzień/ i planujemy trasę. Michał, jako bardziej zaawansowany rowerzysta, planuje objechać wkoło całą wyspę /108km/, a my chcemy spotkać go po drugiej stronie wyspy i w miarę sił pojechać razem dalej. Za rowery można płacić kartą VISA, od razu po włożeniu karty ukazują się napisy po polsku. Fajne to. No to w drogę. Michał pognał na południe, a Jurek i Maja na wschód w kierunku Ro, na drugi koniec wyspy. Im dalej od wybrzeża tym trudniej, po 4 km trzeba było przejść na tryb pieszo-rowerowy. Pojawiły się górki. Po drodze plantacja kwiatów, zboża i kukurydza. Domki coraz mniejsze i jakby biedniejsze. Do Klemensker dochodzimy, bo po stromym zjeździe pod sam kościół droga pod górkę. Szukamy ścieżki rowerowej oznakowanej na zielono nr.23 .Gdzieś ona tu jest? Po półgodzinnych poszukiwaniach dajemy spokój i wygodną szeroką drogą z wydzielonym pasem dla rowerzystów dojeżdzamy do RO .Z RO nad morze tylko dwa kilometry i Michał daje sygnał, że jest dopiero w NEXO. Do nas ma jeszcze ze 40 km. Dywagujemy z Mają co robić, z domku wychodzi starsza pani pyta się czy może pomóc i skąd jesteśmy. Z Polski? Ja już od 50 lat jestem w Danii, a od 20 lat na Bornholmie. Pogawędziliśmy dobre pół godziny. Jedźcie do Gudhejn, to jest droga, którą będzie jechał Michał, a jednocześnie według niej najpiękniejsza trasa wzdłuż morza. Tam w porcie będzie świeża rybka. Faktycznie trasa piękna, ale rybek w porcie świeżych nie ma. Coś tutaj nie tak. Gudhejn, to przepiękne miasteczko z czerwonymi dachami i ciasnymi stromo opadającymi ku morzu uliczkami. Po drodze słyszymy i widzimy polską wycieczkę na rowerach. Polacy tutaj na Bornholm przyjeżdżają chyba dość licznie. Zjeżdzamy 1,5 km w dół asfaltem i czekamy na Michała. OOO, jest krzyczy Maja. Jak droga? Kręci głową, że ostatnie 4 km to był podjazd, rower ciężki nieprzystosowany do szybkiej jazdy, silny wiatr z czoła. Zmęczony bardzo. Na liczniku 81 km. Po spożyciu w Gudhejn obiadku postanawiamy jechać dalej razem. Odnajdziemy zieloną trasę 23 i wrócimy do Hasle do domku. Faktycznie od tej strony wyspy , ścieżkę rowerową 23 znajdujemy łatwo i nawierzchnią szutrową mkniemy w poprzek wyspy. Po 3 km ścieżka jest zablokowana poprzez złamaną od wiatru dużą jabłoń. Ale daliśmy radę ją obejść .Z rowerami łatwo nie było. Po prawej stronie pojawia się podłużne jezioro, które towarzyszy nam przez 2 km. Najważniejsze, że trasa w miarę płaska , drzewa ochraniają przed wiatrem , pojawiły się też pionowe uskoki skalne z spływającymi strumykami. Do Klemensker dojeżdżamy szybciutko a potem drogą do Hasle z górki na pazurki. W domku prysznic , jedzonko i odpoczynek. W sobotę nikt nawet nie myślał o rowerach. Trochę bolała dolna część ciała tuż nad nogami. No to bierzemy prowiant ,napoje i ruszamy z kopytka na północny koniec wyspy. Przed nami 16,5 km w jedną stronę. Damy radę. Przepiękne słonko, ścieżka po urwistym ale płaskim brzegu , kwiaty i ptaki naokoło. Jest dobrze. Przed nami kilka domków. Trzech facetów siedzi i pije piwko. Brody długie ,białe. Pytamy się gdzie można by kupić lub zjeść rybkę. Patrzą się na nas jak na wariatów. Jaką rybkę. Pokazują portfele, w których tylko dziury. Łodzi do połowów nie mamy ,sieci się porwały albo zbutwiały. Jest całkowity zakaz połowów. Kary za połowy bardzo wysokie. Pozostaje tylko siedzieć, wypić ze starymi przyjaciółmi piwko za korony z zasiłku i powspominać dobre czasy. A jak się ma 70 lat to gdzie ja pójdę do pracy? No tak ,dla rozładowania sytuacji mówię że u nas w Polsce jest tak samo. Smutne to. Idziemy dalej na Jon Cape i dalej do Vang. Ścieżka rowerowa gdzieś odeszła w bok, a dla nas pozostała górska ścieżka piesza ,ze skałami ,zakrętasami , w górę w dół a czasami to i w bok. Gdzie nas tu zagnało. Nie spodziewaliśmy się takich górek. Tempo marszu i morale piechurów spadło do 1,5 km na godzine. Ale jest Vang ,z góry widać przepiękne sztuczne zakole z miejscem do kąpania z białym piaskiem. Idziemy dalej ścieżką pośród lasu ,mijamy ruiny zamku Hammershus i po 5 godzinach marszu dochodzimy do miejscowości Sandvig z białą plażą skąd już tylko 20 min do latarni na samym północnym końcu wyspy. Doszliśmy ,lody i małe plażowanie poprawiły humory ale pozostaje powrót. Znowu 5 godzin? Na samą myśl o tym Maja zaczyna płakać. Drogą będzie znacznie bliżej ,ze trzy i pół godziny przekonywuję. Ale po co są autobusy? Michał znalazł autobus ,przystanek i po pół godzinie byliśmy uratowani w domku. Uffff. Udało się. Pan kierowca nie wziął od nas żadnych pieniążków ,popatrzył tylko na nas i machnął ręką. W niedzielę planujemy wycieczkę rowerową tylko 38 km do RO , Allinge poprzez Tejn i powrót drogą asfaltową do Hasle . W ten sposób z naszą pomocą Michał objechał całą wyspę .Dopiero teraz mogliśmy odpocząć ,poplażować ,pograć w piłkę i brydża . Jutro o 8 prom ,o 6 trzeba wstać. Najgorzej z tym wstawaniem było ale jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności znależliśmy się na promie ,który zawiózł nas do Sasnits. Zaskoczył nas tylko niemiecki strażnik graniczny , który koniecznie chciał się dowiedzieć czy my z Szengen na co ja mu dwa razy mówiłem że z Bornholmu i że nie posiadamy noży ani gazu pieprzowego. Popatrzył na nasze dowody , coś pogderał i przepuścił. Michał po angielsku mu tłumaczył ale on z kolei tylko -niefersztein ,niefersztein. Dalej to tylko dwie godzinki jazdy i dotarliśmy do Kołbaskowa gdzie po dwie kiełbaski zjedliśmy i po następnych 2 godzinkach z haczykiem zameldowaliśmy się w Nowej Soli. Wszystkich, którzy nabrali się na góry lodowe,które przesłałem, przepraszam, bo to były nieudolnie zrobione komórką fotki wapiennego wybrzeża Rugii.

2 odpowiedzi

  1. A tę jedną górę lodową to zabraliśmy ze sobą. Za tydzień Odrą powinna być w Nowej Soli Dla całego miasta będzie ochłoda.Chyba że zabraknie paliwa w doczepionym silniku.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *