Kryza na wyspach Oceanii, Jożin w Kolumbii

opublikowano

Krzysztof Kryza zgodnie z zapowiedzią podróżuje po wyspach Oceanii.– wyruszył na początku marca poprzez Hongkong na Fiji – info z dnia 10.03.2011r.„Jestem w Hongkongu. Lot długi ale bez problemów. Będę tutaj dwa dni i dalej na Fiji. Hotelik w samym centrum i jako taki w cenie. Za dwa dni lecę na Fiji.  Jest ciepło ale nie to co latem. Jutro poszwędam się po mieście. Chcę dostać się na wyspę i jak będzie pogoda to na Viktoria Peak, gdzie całe miasto widać jak z lotu samolotem. Dzisiaj byłem nad  cieśniną (200m) od hotelu  na pokazie gry świateł i muzyki. Jest teraz godzina 21 a w Polsce 14. Tu gdzie mieszkam pracuje od wielu lat kobieta z  Filipin. Można powiedzieć, że moja znajoma gdyż trzy razy tu już mieszkałem. Hotelik super czysty jest wszystko co trzeba tylko klitki malutkie. Najważniejsze, że wszędzie blisko. Dookoła sklepy gdzie można wszystko kupić. Nie ma takiej rzeczy z którą byłby problem, ale trzeba mieć pieniądze. W marcu pogoda monsumowa i pochmurno. Co ciekawe, że  dokończono najwyższy budynek w Hongkongu. Gdy bylem tu 2 lata temu byl budowie i nie wiedziałem wtedy, że to będzie taki drapacz. Od mojego hotelu Chunking Manison bardzo blisko więc go widać. Na promenadzie gwiazd filmu są odciski dłoni slynnych aktorów. Długo pogadalem z gościem którego spotkałem ostatnim razem. Robi tam zdjęcia turystom z tłem drapaczy chmur- wyspy Victoria. Nie pojechałem tam ponieważ pochmurno. Przez róznicę godzin caly dzien do kitu. Nie jestem śpiochem ale obudziłem się o 9 rano co w Polsce jest 2-3 w nocy i poszedłem na miasto. Przyszedłem o 12 i zaraz musiałem pospać kilka godzin. Tak oto minął pierwszy dzień. Hongkong jest ostatnim miastem w którym mogłbym żyć. Jest czysty, bezpieczny z wspaniałym transportem w każde miejsce, jednak trzeba mieć na dzień 50 dolarów USA. Ja zostawiam im za 3 dni 70 i musi im starczyć. Jutro to jest 12.03 o 17 mam 11 godzinny lot do Nadi na Fiji. Z tego co widzę na mapie pogoda będzie tam deszczowa, ale póżniej będzie słoneczko. Hubert!!! – dostaniesz kartkę. Do Japoni daleko więc prawdopodobieństwo tsunami tak jak w Gdańsku. Dzięki za pocztę. A tak przy okazji, stale problem z internetem np. w tej informacji nie mogłem wstawić adresów. Musiałem to zrobić z innego internetu. Następna wiadomość z Fiji. Pozdrawiam.– info z 14.03.2011r. – Fiji„Jestem w Sigatoka na Fiji. Z Hongkongu długi nudny nocny lot i dopiero przed lądowaniem w Nadi piękne widoki. Samolot prawie pusty. Na lotnisku wita pasażerów orkiestra co jest miłe i robi nasrój tropikalnej oceanii. W Nadi gorąco i duszno jak w szklarni. Minutka odprawy i mam pobyt na dwa miesiące,  potem kontrola bagaży. Zabrali mi moje jedyne 3 konserwy mięsne, a targałem je z Poznania. Pytam co z nimi zrobią a dwie grube sympatyczne babki ostentacyjnie wywaliły je do kosza na śmieci. Teraz zapewne oblizują się po moich tuszonkach, a grubasow tu nie brakuje. Biorą przyklad z Australii czy  Nowej Zelandii. Kiełbasy senatorskej o dziwo mi  nie zabraly. Ledwie zjadłem i zaraz miałem autobus do Sigatoka na poludniu Viti Levu. Fiji to piękny tropikalny kraj, trochę Hindusow i przypomina Indie, ale to nie to samo co Indie. Tu Hindusi to bogacze. Piękna trasa nadmorska ok. 1 godz. Fiji to drogi kraj, a ich dolar mocny jak smok. Za 1 dolara USA dostaniesz 1,73 fiji dolar. Nie wiem jak przeżyje tu 40 dni. Ludzie sympatyczni, a zwrotem „bula bula” większość się do ciebie zwraca, chyba dlatego że jestem stary i tak wypada do starszego. Zanocowałem jak najtaniej w hoteliku w najwyższym miejscu w Sigatoka. Tu nie grozi tsunami. Dzisiaj poszedłem na wielkie wydmy, które można zobaczyć w obrazach wpisujac Sigatoka na google. Trasa 9km w upale nie do zniesienia i tak na nie nie wszedlem bo mimo że w sandałach prawie sie upiekłem. Po piętnastu metrach spieprzałem bo piasek byl tak gorący. Dawniej kanibale co tu żyli mogli za darmo czlowieka upiec. Czas mam porąbany bo 11 godzin różnicy robi swoje, więc wczoraj  i dziś musiałem w południe po 4 godziny spać. Jutro już tego nie zrobię i ta sprawa będzie w normie. Do następnego,  jutro wyjeżdżam  tak bez  planu na inną wyspę. Pozdrawiam.”
– info z 15.03.2011r. – Fiji„Z Sigatoka przyjechalem do Suvai i za 5 godzin mam statek na Taweuni gdzie będę dlugo. Nie wiem kiedy teraz dostanę się do internetu. Może być będzie źle, zresztą chcę troche pomieszkać w wioskach. Tu wszędzie się płaci np. 30 min internetu 1 dolar USA a jest bardzo wolny. Dzięki za listy. Taweuni to najbardziej zielona i odległa wyspa. Będę tam plynął prawie dobę do Waiyevo. Jest tam południk „O”. Na Fiji jest teraz bardzo gorąco i parno, kończą się deszcze których bylo sporo. Mam szczęście,  jest piękna pogoda. To inny świat, daleki od polityki i wydarzeń w Japoni. Niemniej  i tu ludzie mają swoje własne problemy. Jednak tych globalnych mniej. Z czasem jest OK bowiem  wszedłem w rytm dobowy i czuje się dobrze – oby tak do końca. Będę kończył bo gdy minie czas, automat wyłączy się  i nic nie wyślę. Karol więcej pisz.. Ja napiszę, gdy będę miał dostęp do Internetu.  Pozdrawiam Wszystkich i Załogę Lutola.”
– info z 27.03.2011r. – Fiji„Taweuni. Na Fiji mówią, że to ogród Fiji. Tak bujnej roślinności nigdzie nie spotkałem. Wyspę przecina 180 płudnik i dokładnie tam meszkam. Zamieszkałem u bardzo dobrej rodziny, która ma farmę i dodatkowo użyczają  pokoje. Mam do dyspzycji kuchnię więc mogę sobie coś zrobić do jedzenia. Do oceanu 20 krokow więc  jak chcę zasnąć to musze wkładać stopery do uszu. Nie ma tu prądu, radia i tv, więc nie wiem co w Japonii. Tu nie żyje się wielką polityką globalną, ludzie mają swoje sprawy.  Na wyspie wszystko rośnie jak w szklarni,  każdy  ma jakieś pole i uprawia taro, kasawę, drzewo chlebowe, palmę kokosową, banany itd….Piją też „kava” taki halucynogenny napój. Piłem 2 razy i nic – może za mało. Miejscowi lubią dużo jeść, więc sporo grubasow. Są towarzyscy i sympatyczni, nie ma problemu się dogadac. Na Fiji wszystko dwa razy drozsze jak u nas, więc pilnuję kasę. Dziś  pierwszy raz pobiorę z bankomatu i myśle że zadziała. Mimo to na dzień nie przekraczam 15 USA.  Do kościoła 17 km, wczoraj szedłem pieszo, to katorga w tym upale, ok. 32 stopnie. Tu w czasie mszy wszyscy siedzą po turecku na podłodze i wcale nie klękają, tylko do komuni  podchodzą.  A tak to  na  Fiji 70% Chrzescijan i  30 %Hindu. Na wyspie są tylko wioski wzdluz brzegu. Centrum to góry i busz nie  do przebycia. Nawet nie można calej wyspy objechać. Największy problem to transport i temperatury nie do zniesienia, z dużą wilgotnością, stale jest się mokrym. Teraz jestem w wiosce Neqara 16 km od miejsca gdzie mieszkam, tylko jedno miejsce gdzie można coś napisać ale drogo. Koszt  takiego połączenia jedna godzina to tyle co wydaję na zakupy w sklepie  na dzien. To piękna wyspa z tropikalnym lasem deszczowym, blisko mojej wioski  kręcili popularny film- „Powrót na blękitną lagunę” – jakby ktoś chciał zobaczyć scenerię. Jest problem z kąpielą na mojej plaży. W zeszłym roku rekin zabił Nowozelandczyka a dwa tygodnie temu kiedy byłem w Sigatoka też kogoś zabil. Wolę prysznic niż słona kąpiel w Oceanie. Pozdrawiam  Wszystkich”– info z 05.04.2011r. – Fiji„Niebawem będzie 3 tygodnie mojego pobytu na Fiji – wyspach daleko na Pacyfiku. Każdy dzień podobny, mieszkam w tym samym miejscu i o ile mam siły to robię długie wyprawy piesze do wioseczek wzdłóż brzegu. Co do siły, to temperatury  tu są w granicach 30-34  st. w cieniu i wilgotność nie do opisania, stale jest się mokrym, dlatego wędrówki to wyczerpujące wyprawy do 20 km. Najczęściej w jedną stronę podjeżdżam czym się da a potem wracam pieszo. Po drodze piękne widoki, robię zdjęcia i trochę filmuję. Jednak ile można to samo uwieczniać. Chyba starczy. Pochylone palmy nad brzegiem turkusowego oceanu, szał zieleni. Tu  są duże pływy oceanu więc brzeg się cofa i powraca. Codziennie robię 5 km do sklepu po zakupy w dwie strony. Wyspa to istna dżungla, tropikalny deszczowy las. Pogoda świetna ale upały mnie zabijają. Afryka to nic … na początku i teraz trochę padało ale to mało. Deszcz, słońce i tak wkoło. Mieszkam  bardzo extra tylko problem z miliardami mrówek różnego rozmiaru, są wszędzie, 5 sekund starczy by siedziały na twoim jedzeniu. Muszę wszystko w podwójne worki zamykać i skręcać drutem. Mrówki to katastrofa, trzeba się do nich przyzwyczaić. O 18 robi się zmierzch i wszędzie wyłażą setki a może tysiące, ogromne ale niegroźne tylko trzeba uważać by nie rozdeptać. Ludzie tu jak pisałem są niesamowicie sympatyczni chociaż ci co żyja z turystyki potrafią złupić  kasę. 90 % to rolnicy którzy żyją z upraw taro, kasawy, bananów,  papaji  itd. Dzięki temu są w stanie wyżyć w tym bardzo drogim kraju na bezmiarze oceanu. Może nie wszyscy wiedzą i zdają sobie sprawę, ale jeszcze 150 lat temu tu ze smakiem się zjadali. To był najbardziej kanibalistyczny rejon świata. W  Rakiraki jest grób Udreudre, który zjadł 287 ludzi,  można sprawdzić w księdze rekordów. Chcę ten grób zobaczyć. Jest na Viti Levu, gdy będę jechał do Nadi na samolot. Fiji to czysty kraj bez syfu  jakim są  Indie czy gdzie indziej, chociaż Hindusów tu sporo. Ludzie żyją bardzo skromnie w bardzo prostych drewnianych domkach, nie mówię o resortach dla turystów. Mialem problem z moja kartą Visa,  bankomat nie dał mi kasy ale na drugi dzień odzyskałem. Złe polączenie podobno jak mi mówili. Niedługo będę na Vanuatu więc kupiłem namiot bo tam mogę w wielu miejscach mieć problem ze spaniem a będę tam aż 35 dni. Jutro jadę do pięknego miejsca Lovena. Za wszystkie listy dzięki. Niestety nie mogę każdemu odpisać a zalączników w ogóle nie otwieram. Tu za każdą sekundę trzeba płacić  a do internetu mam 16 km w jedną stronę. Wczoraj pojechałem na darmo bo nie działał. Dziś się udało coś napisać. Następny raz  za dwa tygodnie. Pozdrawiam”
– info z 23.04.2011r. – Fiji„To moja ostatnia wiadomosc z Fiji. W dniu 26 kwietnia będę już na Vanuatu. Fiji zapamiętam  jako tropikalny gorący,  nie do wytrzymania kraj na Oceanie z niezwykle bujną przyrodą i miłymi dobrymi ludźmi żyjącymi bardzo skromnie, wręcz dla nas ubogo. To kawałek Indii na bezmiarze Oceanu. Zobaczyłem na Fiji to co chciałem, można by więcej ale kasa pusta. Przejechałem 3 wyspy: Vanua Levu, Viti Levu i Taveuni. Pogoda świetna jednak dla mnie za gorąco, stale 30 – 33 st. Zaczęły się Święta Zmartwychwstania Jezusa. Na Fiji jest cała mozaika religii. Dla jednych wielkie Święta dla drugich zwykłe dni, jednak wolne jest dla wszystkich od pracy i szkoly bez wzgledu na wyznanie. Znaczy nasze Święta sa najważniejsze bo jak swoje Święta mają Hindusi czy  Muzułmanie to nie ma wolnego. Na Fiji jest 37 proc. Hindusow, to dużo, sprowadzeni przez Anglikow do pracy na plantacjach w latach 1870 – 1936 dobrze się zagospodarowali i rozmnożyli. A że są pracowici szybko porobili biznesy i dobrze funkcjonuja. Mają swoje szkoły świątynie i religie której się mocno trzymają. Indo Fiji żyją już od 5\6 pokoleń, Fijijczycy rdzenni to głównie rolnicy. Są też małrzeństwa mieszane, ale mało. Na Vanua Levu w Savusavu kilka dni mieszkałem u takiej rodziny, niezwykle mili i dobrzy byli dla mnie. Fijijczycy to w zasadzie chrześcijanie, jednak Kościół jest bardzo rozbity. Najwięcej jest Katolików, potem Metodystów, Adwentystów, Baptystów, Chrystusa Kościoła Ostatnich Dni, Pentecost, Asccembly Church, Jehiwi, itd. Największym problemem Katolikow jest brak księży. Na przyklad na Taveuni jest tylko 2 księży i kilkanaście wiosek z kosciółkami, to małe najczęściej drewniane skromne budynki. Ksiądz tylko raz w miesiącu przyjeżdża odprawić Msze Św, a tak to ludzie sami się zbierają i czytają Pismo Św. Na wielu małych wyspach nie ma wcale księży, to wielki problem. My w Polsce tego nie doceniamy bo wszędzie są księża, kościoły  więc nie wiemy jakie to ważne gdy brak księdza czy mszy. Taka ciekawostka w czasie mszy ludzie siedzą na matach a taca która jest zbierana to często kosz z  warzywami, owocami który targaja dzieciaki, fajnie to wyglada. Tyle o religii, może za dużo, ale na czasie gdyż rozpoczęły się Święta Wielkanocne tu uroczyście obchodzone. Jestem w Rakiraki, to na pn wsch od Viti Levu. Dzisiaj byłem sfilmować i sfotografować grób Udre Udre najwiekszego ludożercę w dziejach. Facet musiał mieć niezwykły apetyt bowiem zjadł 872!!! osoby. Niezwykłe ale 150 lat wcześniej pewnie byłbym 873 ofiara jego podniebienia .Pozdrawiam.”– info z 20.05.2011r. – Vanuatu„Dziękuję za wszystkie listy, nie mogę niestety odpisywać na każdy. To z braku dostępu do intrenetu nie mogłem pisać. Na wyspie nie ma prądu,  tylko w wiosce Lokatoro,  tu jest prąd i bardzo drogi internet. Prawie cały czas wędrowałem po wyspie od wioski do wioski śpiąc i jedząc u ludzi. To najlepsi ludzie jakich spotkałem w moich podróżach. Żyją bardzo bardzo ubogo w prymitywnych bambusowuch chatkach. Żyją z uprawy bananów, jamu, taro, kasawy i innych warzyw. Łowią ryby,  mają świnie. Zawsze dają mi najlepsze warunki,  są otwarci i serdeczni. Ma wyspie Malekula gdzie jestem  prawie każda wioska rozmawia innym językiem, wspólny jest albo angielski albo francuski bo przez wiele lat tymi wyspami zarządzały te dwa kraje. To piękne dzikie wyspy, takich miejsc na świecie już nie ma, to koniec końca świata gdzie trudno sie przemieszczać. Łączność między wyspami bardzo ograniczona i bardzo droga. To mój najdroższy kraj jaki odwiedziłem. Osobiście podróżuję tanio bo żyję z miejscowymi. Sporo jem owoców. To kraj miliardów komarów, wilgotny i deszczowy z niebywale bójną roślinnością trudno gdzie indziej zobaczyć. Wnętrza wysp są nie zamieszkałe. Z Malekuli gdzie teraz jestem widać ogień wulkanu na wyspie Ambrym. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu powszechny był tu  kanibalizm,  aż dziwne że ci ludzie z apetytem się zjadali. Jest tu już chłodniej niż na Fiji lecz sporo deszcu. Kręcę filmy i robie zdjęcia bo ten świat już ginie, wchodzi cywilizacja. Pozdrawiam wszystkich. Za tydzień będę na Wyspach Salomona i stamtąd napiszę.”– info z  30.05.2011r. – Vanuatu„Dzisiaj już mam samolot na Wyspy Salomona na północ od Vanuatu. Byłem na Vanuatu 35 dni i w zasadzie do jednej wyspy Pentecost, którą chciałemzobaczyć nie dotarlem. Transport zawiódł. Vanuatu będę pamiętał jako najlepszych ludzi jacy chyba żyja na Ziemi a z gorszej strony to najbardziej mokry kraj w jakim byłem. Chyba tylko 3-4 dni nie padało, ale nie tak by nie można było coś zobaczyć, niemniej to bardzo deszczowy kraj. Stale mieszkałem w wioskach i tylko jeden dzień w mieście. Zrobiłem 5 godzin filmu i sporo zdjęć.To całkiem inna kultura. Wędrując od wioski do wioski mieszkając w bambusowych chatkach i często jedząc  to samo, było dla mnie dużym doświadczeniem. Mam nadzieję, że nie mam malarii i ani razu problemu ze zdrowiem, oby tak dalej chociaż  Salomony to rekord w malarii. Na Salomonach chcę dopłynąć do wyspy Isabel i tam prawie cały czas będę, może kilka dni też na Malaicie. Nie będzie prawdopodobnie internetu. Teraz piszę z lotniska w Port Vila i napewno napiszę jak dolecę z Hiniary. Na Salomonach będę do 25 czerwca, myślę, że będzie jeszcze bardziej ciekawieniż  na Vanuatu. Vanuatu jest bardzo drogie finansowo, jednak na odległych wyspach nie ma gdzie wydać pieniędzy.”– info z 10.06.2011r – Wyspy Salomona„Witam. Wczoraj wróciłem po wędrówkach na wyspie Isabel do Honiary na wyspie Guadalcanal. To byl trudny etap, gdyż wędrowalem 8 dni z plecakiem od wioski Kalikaka do  Susubona. Nie ma tam dróg tylko ścieżka przez busz. Jeśli byla możliwość to szedłem brzegiem morza i wtedy szło się wygodnie. Trasa kosztowała mnie spodnie, które całkowicie podarłem. Niektóre odcinki to bagna po kolana a niektóre szedłem z miejscowym gościem z wioski bo trasa trudna. To całkowicie inny świat jakich już mało. Ludzie żyja w malutkich wioskach wzdłuż brzegu. Wnętrze wyspy to dżungla i to górzysta nie do przebycia. Nie ma tam wiosek. Ludzie zbieraja orzechy kokosowe i wyjmują koprę, potem ją suszą i dostarczają na maly stateczek, który raz w tygodniu podpływa do wiosek wzdłuż brzegu i zabiera ją. Ponadto łowią z canu – ryby,  polują na dzikie świnie, uprawiają warzywa. Jedzą bataty, taro, kasawę, banany -bardzo monotonna dieta. Na wyspie nie ma samochodów bo nie ma dróg. Najlepszy transport to dłubanka. Mieszkałem tylko w prywatnych domach, praktycznie nie płaciłem za noclegi. Mieszkańcy żyją tu bardzo prosto jak u nas chyba kilka wiekow temu. Ludzie na Salomona są mniej otwarci jak na Vanuatu niemniej są bardzo dobrzy i serdeczni. Nigdy mi nie odmówili czegokolwiek o co poprosilem. Bez ich pomocy nie sposób tu wędrować. Nie ma tu ani jednego guesthousu, więc tylko mieszkać można w chatkach z drewna z liściami na dachu. Dopiero 250 lat temu ten rejon stał się chrześcijański, wcześniej na tym obszarze praktykowano powszechnie kanibalizm. Dzisiaj głównie mamy wyznawców Kościoła Melanezyjskiego (anglikanie). Salomony są dużo tańsze do podróżowania. Obecnie jestem w Honiarze na wyspie Guadalcanal. Mieszkam u rodziny w prywatnym domu. Dom ten leży dokładnie w miejscu zaciętych walk o Guadalcanal w czasie II Wojny Światowej. Zginęło tu 30 tys.  Japończyków i 7 tys. Amarykanów. Była to pierwsza wygrana bitwa  o Pacyfik. Od tego czasu powoli następowala klęska Japończyków. Robię zdjęcia i filmuję. Niekiedy są to bardzo ciekawe sceny jakich nie sposób gdziekolwiek zobaczyć. Kamera sprawuje się znakomicie chociaż jest tu jak w szklarni. Obecnie zbliżam się do półmetku mojej podróży. W niedzielę płynę na wyspy zachodniej prowincji i po tygodniu wracam by dalej  podróżować na Papua Nowa Gwinea. Pozdrawiam z Salomona Wysp.”– relacja z 22.06.11„Dzisiaj wrócilem z Marovo Lagoon (Wyspy Salomona) gdzie bylem 9 dni. Piękne wysepki, kolorowe ryby, turkusowa laguna. Wraki samolotów i okrętów z II wojny. Nawet kawałek żelastwa mam dla Karola z samolotu USA Air Force B24D. Tu byly bardzo ciężkie boje z Japończykami o Guadalcanal. Jutro chyba załatwię wizę do Papui Nowej  Gwinei i zaraz dalej lecę na Wyspy Trobrianda gdzie przebywal 100 lat temu Bronislaw Malinowski. Potem nie wiem co dalej bo do Indonezji długa droga lądowo- morska i co zobaczę jeszcze na Papui nie wiem. Chciałbym dostac sie na rzekę Sepik. To bardzo niedostępny teren gdy się nie ma kasy . Nie wiem kiedy teraz napisze. Internet w Honiara drogi i bardzo wolny. Myśle, że dam znać z Alotau gdzie będę czekał na statek na Trobirandy. Z Salomona jestem naprawdę zadowolony. Koniec świata te wysepki. Wczoraj w nocy 7 km musialem iść przez busz pod wieczór by dostać się na statek do Honiary. Statek podpływa tylko pod brzeg a do statku trzeba się dostać łodzią. Czekałem 6 godzin do 2 w nocy i wtedy dopiero przypłynął a była taka ulewa jakiej nie widzialem dawno. Burza tak potężna że trudno sobie wyobrazić, aż miałem stracha bo pioruny padały tuż tuż. W tym deszczu musiałem dostać się na statek i nawet poncho moje nie pomogło- zmokłem. Pozdrawiam.”– Trobriandy – kilka słów – informacja z 11.07.2011r.„Na Trobriandy jednak poleciałem samolotem. Byłem tu 2 tygodnie. To najbardziej prymitywne miejsce jakie widziałem w życiu. Po prostu ludzie żyją w bardzo prymitynych warunkach. Chatki z drewna i liści. Wędrowałem przez wiele wiosek, wszędzie wielkie zdziwienie dzieciaki nigdy nie widziały białego. Ludzie bardzo dobrzy, nigdzie nie miałem problemów, zrobiłem sporo zdjęć i filmu. Już trudno znaleźć  takie miejsca na świecie. Na Trobriandach byl Bronisław Malinowski i dokładnie opisał 100 lat temu te ciekawe wyspy. Nie mogę sobie wyobrazić jak wtedy tam żyli ludzie. Wczoraj wrócilem z tych ciekawych wysepek i jestem w Alotau. Jutro płynę do Lae na wschodnie wybrzeże Papui. Z Lae lądem do Madang a potem do Vanimo na granicę z Indonezją. Wreszcie skończy się problem z podróżowaniem. Można się też wydostać z Alotau  samolotem ale drogo. Papua jest bardzo drogim krajem  i z problemami transportowymi.  Następna informacja z Indonezji jak szczęśliwie dojadę. Pozdrawiam”– Celebes – Indonezja – mail z 02.08.11r.„Z Alotau 4 dni stateczkiem bez wody!!! płynąłem do Lae i dalej lądem do Madang. W Madang tydzień mieszkałem u misjonarza dokladnie w Alexishafen. To najlepsza opcja – gratis nawet z nim jadałem bo mnie zapraszal po mszy. Tak długo tu byłem bo statek z Madang do Vanimo odwolali. To była też koszmarna droga, 3 dni brzegiem Papuii. Zawijaliśmy do portów. To normalny statek towarowy – cargo i ludzie siedzieli tak jak gdyby pasażerski duży statek zatonął a nas uratował maly statek. Mało tego – na tym statku podróżowało ponad 1500 ludzi. To była walka o przetrwanie nie mówiąc o nocnej burzy z ulewą. My pod przeciekającym brezentem, coś nie do opisana. Płynął też nieboszczyk w  trumnie i to było najwygodniejsze miejsce. Jeszcze jeden miejscowy wyleciał za burtę i trzeba było go ratować. Po dopłynięciu do Vanimo znowu musiałem czekać na wizę, gdyż  były dni wolne. Gdy juz przekroczyłem granicę dojechałem do Jayapury. Jest to największe miasto Papuii Zachodniej – wcześniej Irian Jaya a tu naprawdę JAJA. Znowu musiałem czekać na prom łączący wyspy Indonezji. Ta  podróż lepsza bo statek zabiera 5000 ludzi i było tyle miejsca,  że starczyło. Jednak podróż  z tymi ludźmi to koszmar,  wszędzie plują betelem – czerwony syf po wypluciu. Faceci leją gdzie się da. Wszyscy palą tam gdzie się śpi, a na takim deku może spać i 200 osób. Po 4 dniach dopłynąłem do Makasar na Celebesie i dziś jadę do  Rantepao (region Tana Toraja). Pozdrawiam.”– Tana Toraja – 08.07.11r.”Z Makasar przez Parepare pojechalem w góry  na północ do  Rantepao. Góry na 2,5 – 3 tys. mnpm. To rejon Toraja. Ludność o niezwykłej kulturze i zwyczajach a w dodatku w budowie dachów domów w kształcie statków. Niesamowite obrzędy pogrzebowe ale o tym lepiej poczytać w internecie. Jestem tu już 5 dzień,  krążę po wioskach motocyklem lub pieszo. Jutro jadę na prom do Parepare  i dalej na Flores do Maumere. To tyle z planów. Myślę że coś napiszę za 10 dni. Pozdrowienia.”– Bali – wiadomość z 21.08.11r.„Od kilku dni jestem na Bali. To piękna tropikalna wyspa, teraz u szczytu turystycznego. Zanim jednak tu dotarłem z Rantepao (Tana – Toraja)  na Celebesie pojechalem  do Parepare i dalej promem popłynąłem do Maumere na Flores. Z Maumere bardzo trudna górska drogą dojechałem do Riung i na trzy dni zatrzymalem sie u O. Czeslawa  Osieckiego SVD, werbisty który od 46 lat mieszka na Flores. Mieszkałem w Ogrodzie Miłosierdzia blisko Morza Flores. Kto chce więcej informacji to podaje adres z filmem z mojego poprzedniego tam spotkania trzy lata temu. Na Google „Z Kryzą po Świecie” – 5 odcinek. Z Ogrodu Miłosierdzia pojechałem bardzo górską drogą przez Bajawa, Ruteng do pięknego Labuanbajo na zachodnim brzegu Flores. Byłem tu poprzednio i też można co nieco z tego miejsca zobaczyć. Na moim filmiku z Flores chyba 4 odcinek. W Labuanbajo od 46 lat też przebywa wrbista SVD O. Stanislaw Wyparło. Niezwykly czlowiek, odwiedzilem go a potem zaprosił mnie na kolację do super restauracji i pogadalismy, szkoda że krótko. Na Flores zbudował 22 kościoły i ciągle buduje …. rocznik 33. Moja podróż przez Indonezję jest na trasie powrotnej już do domu. To ogromne odleglości. Indonezja ma 5500 km długosci i 1900km szerokosci. Można w nią wpisać całą Europę i się zmieści. Dodatkowe trudnosci w podróżowaniu to skoki z wyspy na wyspe promami i dalej zawsze zatłoczonymi busami. Z Labuanbajo popłynąłem na Sumbawe. Przepływa się blisko wysp Komodo z słynnymi waranami. Bylem tam 6 lat temu więc teraz pominąłem. Po przejechaniu Sumbawy  dalej na Lombok a z Lomboku na Bali gdzie teraz jestem i odpoczywam. Trochę relaksu i jedzenia lepszego  bo coś zgubiłem wagę. Jestem w Ubud, też można coś o Ubud zobaczyć w filmach na wspomnianej stronie. Pojutrze robię już drogę przez Jawę i Sumatrę do Kuala Lumpur. Jeszcze kilka miejsc chcę zobaczyć na Sumatrze – tej ciekawej ogromnej wyspie bo tam jeszcze nie byłem. Może coś jeszcze napiszę z tej wyspy. Podróż powoli się kończy – jeszcze miesiąc. Dzięki Bogu cały czas jestem w zdrowiu i absolutnie żadnych problemów. Mam nadzieję tak już do końca. Zrobiłem sporo zdjęć i 22 godz filmu z całej trasy. Pozdrawiam …”Sumatra – 03.09.11r.„Z Bogoru pojechałem do Merek i dalej promem na Sumatre. Zatrzymałem się w Bandarlampung i dalej pociągiem i autobusem do Bengkulu. To łatwo pisać ale trudniej przejechać. Warunki podróży publicznymi środkami są trudne do opisania. Część drogi i to znaczną pokonywałem bardzo dobrym transportem AC płacąc więcej, ale za to wygodnie i szybko. Sumatra to ogromna wyspa. Wyobrażałem sobie ją bardziej dziką i niedostępną, jednak czasy się zmieniły. Ogromna populacja indonezyjczyków, wielkie złoża ropy właśnie na Sumatrze w okolicy Pekanabaru zmieniły całkowicie obraz tej wyspy. Miliony motocykli w każdym miejscu gdzie tylko jakaś droga ryczy i smrodzi. Motocyklami jeżdżą dzieci, kobiety – wszyscy. Indonezja ma bardzo tanie paliwo, 1,20zł za litr. Motocyklami jeździ się w cztery – pięć osób na jednym…!. Z kaskiem lub bez, z tłumikiem … lub bez…!. Totalny bałagan na drodze, ale jakoś to o dziwo funkcjonuje. Ja nigdy nie widziałem jakiegokolwiek ekscesu. Nie mam już czasu udawać się gdzieś daleko poza miasta, gdzie pewnie jest trochę spokojniej. Jestem jak to powiedzieć … wyeksploatowany turystycznie. Przez te długie miesiące tak dużo już widziałem i przeżyłem, że trudno wywołać u mnie już jakiś zachwyt pięknym, ciekawym miejscem. Piękne były wyspy Pacyfiku. Tu jest inny świat. Jeszcze 3 tygodnie i wracam. W Bengkulu bylem 3 dni – to duże miasto nad Oceanem Indyjskim. Potem pojechałem dalej na północ do Ipuh. Myślałem, że trochę odpocznę na plaży, ale nie. Plaża dzika i wąska z dużymi falami a Ipuh to zawalona motocyklami mieścina. Pojechałem do Mukomuko, bardzo podobna sytuacja, ale plaża piękna jednak potwornie zatłoczona gdyż był Ramadan i wszyscy tam motocyklami ją zastawili – parę tysięcy. Jeżeli ktoś nie widział jak wygląda parę tysięcy motocykli w jednym miejscu to i tak nie wytłumaczę i nie opiszę. Od jednej do drugiej i następnej miejscowości jedzie się kilka godzin. Na mapie to blisko a w rzeczywistości to długa droga, lawirowanie wśród motocykli z prędkością 20 km na godz. Jestem dzisiaj w Padang – największy port na Sumatrze. Jutro jadę do Bukitingi i dalej do Pekanabaru i do granicy z Malezją do Medan. Indonezja się zmieniła, stała się brudna, zaśmiecona plastikiem, zatłoczona głośnymi motocyklami. Męska cześć populacji to od dziecka nałogowi palacze. Społeczeństwo żyje bardzo biednie. Młodemu człowiekowi rząd serwuje tani motocykl na kredyt, papierosy i komórkę – niech też korzysta z zasobów paliwa. W ten sposób, zaspokajając marzenia młodych utrzymać można w względnym spokoju ten bardzo zróżnicowany pod względem języków (360), religii (Islam, Hinduizm, Chrześcijaństwo), narodowości, wielki rozległy wyspiarski kraj, w którym 70 % biznesu jest w rękach Chińczykow (3 % populacji z 235 mln). Zresztą gdyby nie oni to tu byłby totalny zastój. Jedno muszę przyznać – to bardzo bezpieczny kraj a ludzie z natury bardzo dobrzy. Kończę mój 3 pobyt na wyspach Indonezji. Być może obraz sielankowych, czystych wysp które wcześniej widziałem miał taki a nie inny wpływ na moje obecne spostrzeżenia – być może?. Pozdrawiam z dalekiej Sumatry”Wracam – wiadomość z 19.09.2011r.„To już koniec mojej podróży. Tym razem tylko piszę na adresy do wszystkich, którzy chociaż raz do mnie napisali, czasami jedno tylko zdanie, jak widać nie było to wiele z mojej długiej  listy. Jestem w Kuala Lumpur. Mieszkam w centrum Chinatown, blisko znanych  wież petrol. Obok zbudowali bardziej imponującą kulę. Być może jutro tam się wdrapię ale na razie pada deszcz i nie ma jak łazić po mieście. KL przypomina Hongkong. To miasto z wielkim rozmachem i imponującymi wieżowcami z niezliczoną ilością chińskich jadłodajni. Atmosfera bardzo przyjazna turyście. Można tu znaleźć spanie i różnorodne jedzenie za bardzo małe pieniądze. Ludzie nie nachalni, grzeczni. Miasto bezpieczne i w miarę czyste. Tak widzę centrum, a jak jest poza to nie wypowiadam się, bo nawet tam nie zamierzam przebywać. Moje główne zajęcie to jedzenie tych różności. Na razie żołądek nie odmawia. Za dwa dni w chłodnej wyrafinowanej, politykującej Polsce, aż się wstrząsam. Byłem w kilku naprawdę ciekawych miejscach o których nawet nie myślałem być i z tego jestem zadowolony. Takich miejsc jest już mało i prawie nikt tam nie dociera. Trobrirandy, Santa Isabela, Malekula, Atchini inne wyspy gdzie aby się dostać to trzeba mieć 2 tygodnie czasu lub więcej. Pojutrze mam lot do Poznania przez Londyn. Teraz jest bardzo tani lot Air Asia, do Kuala Lumpur też przyleciałem za małe pieniądze z Indonezji zaoszczędzając czas i długą niewygodną podróż przez cieśninę Malaka.To już koniec mojej podróży. Tym razem tylko piszę na adresy do wszystkich, którzy chociaż raz do mnie napisali, czasami jedno tylko zdanie, jak widać nie było to wiele z mojej długiej  listy. Jestem w Kuala Lumpur. Mieszkam w centrum Chinatown, blisko znanych  wież petrol. Obok zbudowali bardziej imponującą kulę. Być może jutro tam się wdrapię ale na razie pada deszcz i nie ma jak łazić po mieście. KL przypomina Hongkong. To miasto z wielkim rozmachem i imponującymi wieżowcami z niezliczoną ilością chińskich jadłodajni. Atmosfera bardzo przyjazna turyście. Można tu znaleźć spanie i różnorodne jedzenie za bardzo małe pieniądze. Ludzie nie nachalni, grzeczni. Miasto bezpieczne i w miarę czyste. Tak widzę centrum, a jak jest poza to nie wypowiadam się, bo nawet tam nie zamierzam przebywać. Moje główne zajęcie to jedzenie tych różności. Na razie żołądek nie odmawia. Za dwa dni w chłodnej wyrafinowanej, politykującej Polsce, aż się wstrząsam. Byłem w kilku naprawdę ciekawych miejscach o których nawet nie myślałem być i z tego jestem zadowolony. Takich miejsc jest już mało i prawie nikt tam nie dociera. Trobrirandy, Santa Isabela, Malekula, Atchini inne wyspy gdzie aby się dostać to trzeba mieć 2 tygodnie czasu lub więcej. Pojutrze mam lot do Poznania przez Londyn. Teraz jest bardzo tani lot Air Asia, do Kuala Lumpur też przyleciałem za małe pieniądze z Indonezji zaoszczędzając czas i długą niewygodną podróż przez cieśninę Malaka.”Szymon Kaczmarek „Jożin” – dobrze zapowiadający się warszawski prawnik zrezygnował z pracy etatowej w kancelarii adwokackiej i …  pojechał do Kolumbii. O jego przygodach możecie poczytać tutaj http://podrozejozina.pl/

Wszystkie komentarze

Autor: Marek Szczepański
Tytuł: Kryza na wyspach Oceanii, Jożin w Kolumbii

Dodaj komentarz

1. nina (10.09.2011 12:09)
Krzysiu napisał,że wraca 22.09 więc czekamy z niecierpliwością…
2. hehe (08.06.2011 19:06)
Planował przejechać więcej,ale mu benzyny brakło.
3. r7777r (20.05.2011 00:05)
A jak nasz najlepiej zapowiadajacy sie podróznik Paweł z Głogowa przejechał w tamtą sobotę 360 km po pieknej ziemi Lubuskiej to już nie napiszą.Tylko jakies tam Kolumbie i wyspy Salomona.A u nas to przynajmniej wiadomo ,ze jak złapie dentke albo ,,skubną,,mu rower to wróci na piechotke.A po tamtych to na razie nic nie słychac .

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *